Kiedy ostatnio się nie śpieszyłeś? Tak po prostu? Ciekawe, czy pamiętasz. Ja staram się nie śpieszyć. Zgodnie z nową religią – pracą nad sobą. Między jedną prawdą, a drugą, po raz pierwszy od dawna, nie śpieszyłem się dziś. Nie chodzi tutaj o bycie powolnym zombie, który wlecze jedną raciczkę za drugą, szurając butem o chodnik. Nie chodzi też o, tak modny aktualnie, styl życia slow. Chodzi tylko i wyłącznie o samego siebie.
Dziś zrezygnowałem z autobusu, z centrum miasta wróciłem do mieszkania piechotą. Co prawda, to tylko 4 kilometry, jednak dawno tego nie robiłem. Bo przecież – autobusem jest szybciej. I byłoby. O jakieś 10 minut. Bo wracałem w godzinach szczytu. Czy to 10 minut sprawiło, że cokolwiek się zmieniło? Owszem. Zrobiłem kilka zdjęć i odkryłem fajną kawiarnie, do której wstąpiłem na kawę. Na wynos, bo miałem ochotę na spacer. Minąłem nawet kilka autobusów, wypchanych po brzegi – jak wielkie puszki sardynek. Ludzie w środku nie wyglądali na zachwyconych. Ja natomiast, miałem doskonały nastrój.
Cholera, już dawno powinieneś być w domu, a kolejka do kasy w tym supermarkecie wydaje się kilometrowa. Jeeeezu, czy ta baba przede mną naprawdę musi mieć tyle zakupów?
Śpieszysz się do pracy, a ten cholerny korek nie posuwa się ani o metr, ba, nawet o centymetr. No jedź żesz, Ty zawalidrogo, lamusie jeden. Kto Ci w ogóle dał prawo jazdy?!
Za dwie minuty masz autobus, a jak zwykle nie możesz znaleźć tych przeklętych kluczy. Kurwa.
W środku się gotujesz, z nerwów jesteś czerwony na twarzy. A kiedy wreszcie, po trudach i znojach, docierasz do domu, pracy, na uczelnie – obrywa się pierwszemu napotkanemu, bogu ducha winnemu, człowiekowi. Dzień do bani. Nie tylko Twój.
Znasz to? Ja znam. Używałem w takich sytuacjach nawet innych, bardziej dosadnych epitetów. Cały czas trudno mi się nie denerwować w zatłoczonym supermarkecie, potykając się co raz o kolejne wózki. Czy w tym jest jakikolwiek sens? Nie ma. Bo jedyną osobą na jaką wtedy możesz się wkurzać, jesteś Ty sam. Bo to Ty jesteś winny wszystkich tych sytuacji.
Czy to dziwne, że w marketach są kolejki? Nie. Zawsze mogłeś pójść do osiedlowego sklepu, albo przyjechać o 20. Wtedy kolejki są mniejsze. Zamiast samochodem, mogłeś pojechać do pracy autobusem, rowerem. Nawet jeśli wrócisz do domu kilka minut później, to czy musisz tak bardzo tresować swoje komórki nerwowe? I naucz się odkładać klucze w jedno miejsce. Nie będziesz ich musiał szukać.
Jest prosty (a zarazem nieziemsko trudny) sposób na unikanie takich sytuacji. Zwolnij. Nie ulegaj presji. Dziś, jeśli się nie śpieszysz, znaczy, że nic nie robisz. To nie prawda. "Jeśli Twój kalendarz jest wypchany do granic możliwości, to tylko wtedy uda Ci się coś osiągnąć" – to zwykłe pieprzenie głupot. Znasz siebie i wiesz, ile jesteś w stanie udźwignąć w jednej chwili. Nie obarczaj się wszystkim na raz. Zaplanuj to. Znajdź czas na chwilę oddechu. Inaczej, zamiast sukcesu, prędzej dorobisz się depresji. Pod jednym warunkiem – nie marnuj czasu na głupoty.
KNOW HOW:
Poszło na: https://www.facebook.com/pages/1001-pomysłów-i-trików-na-szczęśliwe-życie, tak tylko informuję :)
OdpowiedzUsuńDzięki!:) Miło mi.:)
UsuńZ jednej strony dużo w tym racji... z drugiej strony uważam że bardziej do przysłowiowej nerwicy doprowadza brak dobrej organizacji niż pośpiech. Dbając o pierwsze, wykluczamy drugie. Być może jestem przyszłym pracoholikiem ale uważam że to właśnie wypchany kalendarz i "obarczanie się" wszystkim na raz pozwala przekroczyć urojone granice, pozostawiając niezwykłą satysfakcję. Spełniony człowiek = szczęśliwy człowiek, przynajmniej w moim rozumieniu. Gdy mamy mniej czasu wykorzystujemy do lepiej, doceniamy siebie i wszystko wokół. Pośpiech jest potrzebny by docenić chwile wytchnienia.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony dużo w tym racji ( ;) ), z drugiej strony nie uważam, że "obarczanie się" wszystkim na raz to dobry sposób. Chodzi właśnie o planowanie. Jeśli to dobrze zaplanujemy – to ani się nie będzie trzeba obarczać wszystkim na raz i czas na chwile odpoczynku też się znajdzie.:)
UsuńDużo zadań w jednym czasie motywuje do pracy, lepiej się organizujemy i mamy później więcej czasu na chwilę odpoczynku ;*
UsuńJakiś czas temu postanowiłam sobie, że wyjdę wcześniej z domu. Dzięki temu nie będę musiała dobiegać- dysząc- do autobusu, a później do pociągu. I co się stało? Wyszłam, owszem, wcześniej. O tyle wcześniej, że jak zauważyłam nadjeżdżający wcześniejszy autobus, instynkt wziął górę i dysząc ciężko, z wypchanym plecakiem i torbą z laptopem, dopadłam do niego w ostatniej chwili, przeklinając swoje odruchy. Do pociągu też ledwie dopadłam, drzwi się już zamykały. Chyba muszę nad sobą popracować. Ale spacery uwielbiam i ostatnio coraz częściej sobie na nie pozwalam :)
OdpowiedzUsuńPogoda sprzyja spacerom. To na pewno. A poślizgi czasem się zdarzają. Nie ma co się zrażać!
Usuń