Open top menu
piątek, 21 marca 2014

Jednym z wielu uzależnień mojego życia są seriale. Nie jestem wielkim fanem Housa, Dextera czy Grey's Anatomy (nie mówię, że nie oglądałem). Są takie pożeracze mojego czasu, którym wystarczył jeden odcinek, żebym miał ochotę zrobić miskę popcornu, zamówić największą pizzę i zaryglować drzwi, żeby przez dwa dni nie wychodzić z pokoju. Zawinięty w koc klikać oglądaj następny odcinek i czerwonymi oczami gapić się w monitor. Ostrzegam, jeśli nie chcecie tak spędzić następnych paru godzin, to nie włączajcie True Detectiva. A jak już to zrobicie, to wasz cenny czas trafi, po prostu, szlag. Niewątpliwie jest to rok filmowy pod kryptonimem Matthew McConaughey. Udowodniła to gala Oscarów, udowodnił to Witaj w klubie i potwierdził True Detective. Matthew pozamiatał aktorsko ten rok tak, jak ten serial zamiecie Wasz czas. Na (nie)szczęście – jest tylko jeden sezon.;) Oficjalna zajawka serialowa poniżej:


True Detective nie dostarczy nam super szybkich zwrotów akcji i hollywoodzkiego efekciarstwa. Czasem będzie nas nudzić. Nie martwcie się – tylko przez chwile. W momencie gdy stwierdzimy, że akcja toczy się zbyt wolno, następuje niespodziewany cios. Cała budowa serialu jest niekonwencjonalna. Na początku dostajemy retrospekcje wydarzeń, którą dostarczają nam sami bohaterowie. Na przesłuchaniu. A z upływem odcinków znajdujemy się w aktualnej strefie czasowej. Na koniec cała historia okazuje się szyta o wiele grubszymi nićmi niż nam się wydawało. Nic nie jest czarno-białe. Jest czarniejsze, niż na początku sądziliśmy.



Nic nie jest jednoznaczne, a w szczególności niejednoznaczni okazują się bohaterowie. Marti (Woody Harelson) i Rust (Matthew McConaughey) zaskakują. Raz jeden bez zastanowienia wali czyjąś głową w twardy obiekt, raz drugi. Z każdym odcinkiem odkrywamy każdego z nich bardziej i coraz lepiej rozumiemy motywy ich postępowania. A wszystko tylko po to, by prędzej czy później okazało się, że nie rozumiemy nic, albo niewiele. Wreszcie jacyś bohaterowie zbudowani wielopłaszczyznowo. Wszystko wsparte genialną gra aktorska. I sukces murowany.

A dodatkowo muzyka i kadry... Tak. Kadry i kolorystyka genialne współgrają z mrocznym klimatem całej serii. Tak wyobrażam sobie Luizjanę i ten bagienny klimat. Całość dopełnia czołówka. Która, moim zdaniem, jest chyba najlepszą ze wszystkich serialowych, jakie do tej pory widziałem. Sprawdźcie sami: 



HBO robi ostatnio naprawdę genialną robotę serialową. You do it good, HBO! Ja czekam na następny sezon. Z niecierpliwością. 



Different Themes
Written by Templateify

Aenean quis feugiat elit. Quisque ultricies sollicitudin ante ut venenatis. Nulla dapibus placerat faucibus. Aenean quis leo non neque ultrices scelerisque. Nullam nec vulputate velit. Etiam fermentum turpis at magna tristique interdum.

0 komentarze