Open top menu
piątek, 10 stycznia 2014



Lepiej włącz sobie porno.

Nie pamiętam kto i kiedy powiedział mi, że „Don Jon” to całkiem niezła komedia. Trochę się pośmiać można i wyluzować. Niech go szlag cholera. Bo „Don Jon” to najgorszy film jaki ostatnio oglądałem.  

W zasadzie nie wiem, dlaczego nie wyłączyłem tego filmu po pierwszych trzydziestu minutach. A kiedy się skończył pomyślałem sobie Nie no, serio? Bo trudno mi było uwierzyć w to co akurat obejrzałem. Zmarnowane prawie dwie godziny. Cholera, a mogłem to wyłączyć, teraz żałuję. Bo niby o czym to jest?

*** SPOILER***

Jon (Joseph Gordon-Levitt) co weekend chodzi na imprezę, wyrywa tam panienkę, z panną do domu, do łóżka. Później kiedy ona usypia – siup, obejrzeć sobie porno, od którego główny bohater jest uzależniony. Później ruszyć parę razy ręką i wrócić do łóżka spać. Z rana do samochodu, w którym Jon wyzywa wszystkich innych uczestników ruchu drogowego, w drodze na obiadek u rodziców. Następnie do kościoła. Wyspowiadać się ze stosunków pozamałżeńskich i  stosunków z własną ręką, więcej grzechów nie pamiętać. Później Jonowi pozostaje tylko siłownia i znów można iść zaliczyć. Imprezę czy panienkę. Bez różnicy. A najlepiej jedno i drugie. Oczywiście wszystko to do czasu spotkania tej jedynej (w tej roli Scarlett Johansson). Miłość wywraca życie głównego bohatera do góry nogami. Kobieta robi z faceta pantofla, koniec z podrywaniem dziewczyn i wypadami z kumplami. Na dodatek nowa miłość zakazuje oglądania pornosów. A później Barbara odkrywa, że Jon dalej ogląda porno, więc odchodzi. Główny bohater poznaje Ester (Julianne Moore), kobietę po przejściach, która udowadnia mu, że seks jednak jest lepszy niż samogwałt. I żyli długo i szczęśliwie.

***KONIEC SPOILERA***


Co autor miał na myśli? Chciał stworzyć komedie romantyczną dla faceta? Niemożliwe. Faceci nie lubią komedii romantycznych. Nawet takich dla facetów (jeśli takie w ogóle są). Może miała powstać zboczona komedia w stylu „American Pie”? Nie wyszło. Bo Amerykańskie Ciastko, było momentami tak głupie, że aż zabawne, a „Don Jon” – nie. Spróbuje ten film ugryźć trochę bardziej metaforycznie.

Metaforyczne ujęcie stereotypowego macho? Nie śmieszne, mało metaforyczne, oklepane, bez sensu. To może tutaj chodziło o uzależnienie od porno? Znów mało zabawne, płytkie, nijakie podejście do tematu. Nie zrażam się, próbuje dalej… Taka alegoria związków? Kiedy trafia się na niewłaściwą kobietę (mężczyznę?), człowiek przestaje być sobą.  I dopiero odpowiednia dla nas osoba może dać nam szczęście.  Chyba najprawdopodobniej o to chodziło. Jednak nie wyszło. To już było, nikt ameryki nie odkrył. Próba pokazania oklepanego tematu w niestandardowy sposób. Niby innowacyjnie, bo z dużą ilością przekleństw, masturbacji i pornoli? Chwila… To już się zdarzało w przygłupich amerykańskich komediach. Często.



Teraz już krótko, bo szkoda czasu. Fabuła: oklepana, nudna, nie. Zdjęcia: Nie. Nie może być majstersztyku wizualnego z taką fabułą. Muzyka: Nie. Gra aktorska: Scarlett Johansson zwykle seksowna, tutaj irytująca, wulgarna, pusta. Ja rozumiem aktorskie wyzwania, ale jednak nie. Joseph Gordon-Levitt jako  Jon – tak. Bo gra aktorska pasuje do kreacji całej postaci jak ulał. Jako reżyser – nie.

Podsumowując: Nie rozumiem tego filmu. „Melancholii” Larsa von Triera też nie rozumiałem do końca. Tyle tylko, że nie rozumiałem jej z przyjemnością. Wyłapując przepiękne kadry i słuchając dobrej ścieżki dźwiękowej zatapiałem się w obrazie von Triera. Porównuje te dwa filmy tylko dlatego, że oba są dla mnie w pewnym sensie niezrozumiałe. Jednak  „Don Jon” moim zdaniem to pomyłka. I nawet trudno się przy nim odmóżdżyć z przyjemnością.

Sowa mówi: NIE.         
Different Themes
Written by Templateify

Aenean quis feugiat elit. Quisque ultricies sollicitudin ante ut venenatis. Nulla dapibus placerat faucibus. Aenean quis leo non neque ultrices scelerisque. Nullam nec vulputate velit. Etiam fermentum turpis at magna tristique interdum.

0 komentarze